8 października 2013

Reportaż Filipa Chajzera, czyli głupota ludzka kontra mądrość internautów

W Internecie od dwóch dni głośno jest na temat najnowszego reportażu Filipa Chajzera, który wzorując się na Jimmym Kimmelu postanowił w dość niewybredny sposób zweryfikować wiedzę z zakresu mody wśród uczestników Warsaw Fashion Weekend. Oglądając reportaż z trudem powstrzymywałam śmiech, bo materiał okazał się być bardzo zabawny - i mówię to bez żadnego poczucia wyższości, bez chęci wyśmiania osób tam przedstawionych, bo doskonale wiem, jak łatwo zrobić z siebie idiotę w stresującej sytuacji przed kamerą... ale to nie na temat samego reportażu mam zamiar dziś napisać. Nie będę się rozwodzić nad tym, jak przygotowuje się takie stronnicze materiały, ani poruszać tematu poziomu wiedzy, który reprezentowali niektórzy uczestnicy nagrania. Jedyną rzeczą, która w całej sprawie bardziej mnie zażenowała, niż rozśmieszyła, były reakcje internautów na owy reportaż.
Co jakiś czas wybuchają w Internecie afery krytykujące przeróżne zachowania, wzorce czy sposoby życia i każdorazowo okazuje się, że wszyscy komentatorzy danego tematu stoją na przeciwległym biegunie. Tak jest przy każdej aferze dotyczącej podróbek, gdy okazuje się, że cała Polska chodzi tylko w oryginałach i tak też było w przypadku sprawy dotyczącej tragedii w Bangladeszu, gdzie zawaliła się fabryka, która szyła dla znanych gigantów odzieżowych, m.in. LPP - nagle wyszło na to, że każdy kupuje u polskich projektantów lub w lumpeksach, a sieciówki omija szerokim łukiem, bo to czyste zło, wyzysk i marnej jakości szmaty. Gdyby człowiek nie wychodził z domu i nie wiedział, jak jest, to gotów byłby uwierzyć, że galerie handlowe świecą pustkami i lada dzień masowo zbankrutują.

Nie inaczej było w tym przypadku. Już pierwsze udostępnienia materiału przygotowanego przez Filipa Chajzera doczekały się nie tylko całych rzeszy domorosłych fashionistek, doskonale znających wszystkich projektantów, ale i znawców twórczości Karela Gotta i zagorzałych fanów Svena Hannawalda. Tysiące internautów, rozglądając się nerwowo, czy nikt im czasem w monitor nie patrzy, z prędkością światła uruchomiło wyszukiwarkę Google i zdobyło wiedzę konieczną do tego, by wbić komuś szpilę (w tym przypadku - blogerkom i vlogerom) i postawić się na piedestale. Jednak to nie te komentarze wzbudziły moją ciekawość - kopanie leżących i stawianie się w pozycji eksperta to coś, co widać w Internecie na każdym kroku i powoli przestaje to kogokolwiek dziwić. Wśród komentarzy do reportażu najbardziej zaskakujące okazały się dla mnie te, których treść miała się mniej więcej tak (a musicie mi wierzyć na słowo, że było ich wiele):
Spróbujcie to sobie wyobrazić - udało się wam wyrwać z waszej mieściny i przyjechać do Warszawy, być może po raz pierwszy gościcie na imprezie, w której nazwie wdzięcznie pobrzmiewa "Fashion Week". Czekacie z niecierpliwością na nadchodzący pokaz, myślami siedzicie już w sali i spoglądacie na wybieg, gdy nagle wyrasta przed wami postać Filipa Chajzera i kamerzysta, celujący w was swoją największą i najstraszniejszą bronią. Nim zdążycie się zorientować, pytanie o znanego projektanta Hannawalda już padło, mikrofon z prędkością światła podąża w stronę waszych ust, ludzie dookoła wam się przyglądają, a szklane oko wszystko rejestruje. Zegar tyka, reporter czeka. 
I tu się zatrzymajmy. Idźcie do lustra, spójrzcie na swoje odbicie i, pomijając fakt, że Hannawald to znany skoczek, odpowiedzcie sobie na pytanie - czy w obliczu kamery, mając świadomość, że wasze słowa mogą usłyszeć tysiące, które następnie krytycznie was ocenią, odpowiedzielibyście bez zająknięcia zgodnie ze stanem faktycznym: "nie wiem, nie znam"?

Jakoś w to wątpię. Bo ludzie to takie stworzenia, które nigdy nie będą chciały przyznać, że czegoś nie wiedzą. Lubimy uchodzić za wszechwiedzących i mieć zawsze rację - pielęgnujemy wtedy w sobie przekonanie, że jesteśmy najlepsi, do nas należy ostatnie słowo i że wszyscy powinni nas podziwiać za naszą nieograniczoną wiedzę i mądrość. Na palcach jednej ręki policzyć można ludzi, których wiedza bez zażenowania pozwoli im przyznać, że czegoś nie wiedzą. Większość to jednak Ci, którzy zawsze będą chcieli postawić się na pozycji eksperta i niezależnie od stanu swojej wiedzy, włożą ogromny wysiłek i wykorzystają całe pokłady swojego sprytu, byle tylko z ich ust nie popłynęły niczym dźwięki fałszu słowa: "nie wiem". Być może dlatego, że wtedy, zamiast za nieszczerość (jak miało to miejsce po publikacji tego reportażu), zostaliby skrytykowani za niewiedzę? 

Nie myślcie, że próbuję usprawiedliwiać czyjąś ignorancję i stawać po stronie tych uczestników nagrania, którzy tę niewiedzę pokazali. Czy powinni tą wiedzę posiadać? Oczywiście, że tak - nie wiedzieć, kim jest Hans Kloss i dać sobie wmówić, że Schleswig-Holstein to duet projektantów to jednak wstyd, ale jestem pewna, że osoby przedstawione w nagraniu nie są w swojej ignorancji odosobnione. Już widzę, jak wszyscy komentatorzy sprawy, nie przebierając w słowach w krytyce uczestników WFW, jeszcze kilka dni przed publikacją reportażu słuchali w zaciszu swoich domów twórczości Karela Gotta.

W Internecie każdy jest silny - wszyscy jesteśmy inteligentni, obeznani i wszystko wiemy. Jednak przed kamerą nie ma wujka Google, który powie nam, kim jest Helmut Kohl, oraz że Sven Hannawald nie będzie miał nic wspólnego z modą tak długo, jak długo na wybiegach nie pojawiają się kolekcje dedykowane skoczkom narciarskim. Nie życzę żadnemu z komentatorów, o których pisałam powyżej, by kiedykolwiek znalazł się przed kamerą w sytuacji, gdy czegoś nie wie, nieziemsko się stresuje lub padł ofiarą niefortunnego montażu, bo po publikacji z pewnością znajdzie się wielu jemu podobnych Internautów, którzy bez chwili zastanowienia odpalą wyszukiwarkę Google i po wstępnym dokształceniu się w temacie nie zostawią na nim w komentarzach suchej nitki. Bo tłum jest bezwzględny.

Psst! W celu skomentowania wpisu wyjątkowo zapraszam was tutaj, na mój fanpage :)

Brak komentarzy: